niedziela, 31 stycznia 2016

Śnieżka

ŚNIEŻKA - KARPACZ
Korona Gór Polski 9/28



Jeden z wolnych weekendów postanowiliśmy wykorzystać na zdobycie kolejnego szczytu Korony Gór Polski. Wczesnym rankiem o 6:00 wyruszyliśmy w stronę Karpacza z nadzieją na piękną pogodę i zapierające dech w piersiach widoki.


Do przejechania mieliśmy 200km, im bliżej gór tym więcej chmur :(.




Ok 9:00 dotarliśmy do początku naszej wyprawy, czyli pod wyciąg linowy prowadzący na "Kopę", W sekundzie, w której zaparkowaliśmy samochód gorąco powitał nas Pan parkingowy "góral", który nie pobiera opłaty za parking (ponieważ parking jest darmowy) zbiera on zaś drobne na "chlebek" :).
I jak tutaj nie wspomóc czerwonej polskiej zmarzniętej twarzy ? :P 



Z miejsca, w którym się znajdowaliśmy można się dostać na Śnieżkę trzema szlakami lub kolejką linową. Jako, że pogoda była dość wietrzna, kolejka linowa była nieczynna. Pozostał nam do wyboru szlak czerwony, czarny i żółty. Śnieżka znajduje się na terenie Karkonoskiego Parku Narodowego, dlatego przed wejściem na szlak należy wykupić bilet, 3zł  kosztuje bilet ulgowy (jako, że jeszcze studiujemy skorzystaliśmy, ze studenckiego przywileju), a za normalny zapłącimy 6zł.
Istnieje sposób aby uniknąć opłaty :), należy przejść obok bramek przed godziną 9:00, wtedy kasy są nieczynne i można pośmigać po górach za free. Po zakupie biletu dowiedzieliśmy się, że najszybsze wejście to opcja szlak czarny ok 2,5 godziny, który w porze zimowej czasami jest zamknięty, ze względu na  zagrożenie lawinowe.



Śniegu jak na lekarstwo, więc wybraliśmy szlak czarny. Pan, u którego kupowaliśmy bilety ostrzegał nas przed lodem i wiatrem. Ale co tam nas ostrzeżenia nie ruszają więc IDZIEMY ! 


Z początku ciepło, bez lodu, wiatru i śniegu - idealne warunki na chodzenie po górach. Na drodze tylko w niektórych miejscach był lód - przynajmniej przez pierwsze 2 km.


Im wyżej tym chłodniej, powietrze bardziej wilgotne a i widoki calkiem inne. Zaczynało też wiać.


Taki lekki szok termiczny był przy Białym Jarze - w tym miejscu skręcało się w lewo i szło już mocno pod górkę, a miejsc wolnych od lodu i śniegu było bardzo niewiele.




Śnieg zalegał wszędzie, a kosodrzewina pięknie pokryta była lodem.


Na Kopie można było już naprawdę poczuć co to jest wiatr.


Do schroniska "Dom Śląski" warunki jako tako dla każdego amatora wypraw w miarę znośne, na trasie standardowo spotkać można było Zbyszka, Mietka i Janka z reklamówką z "Biedronki", w letnich adidasach popijających "sok z gumijagód". Naprawdę czasem to podziwiamy takich "wyczynowców" :)). 


Po podejściu pod sam budynek pierwszy raz w życiu mieliśmy problem z ustaniem - gdyby nie waga jaką dysponuje Mateusz, Magda zostałaby zdmuchnięta z powierzchni ziemi, kurczowo trzymala sie ramienia swojego mezczyzny :P .
Kanapki, kabanoski i herbatka w schronisku oraz podbicie pieczątki w książeczce "Korony Gór Polski" - czyli krótki odpoczynek. Pomimo zimy i wiatru w schronisku można było spotkać wielu turystów, nawet z małymi dziećmi.






W drodze wspomagaliśmy się nakładkami przeciwpoślizgowymi marki "Tchibo" - tak, firma, która robi kawę sprzedaje również artykuły sportowe. 



Droga od schroniska na szczyt okazała się dla nas "amatorów" dużym wyzwaniem, szlak pokryty był lodem a uporczywie wiejący wiatr dochodził do 150km/h zmuszał nas do ciągłego trzymania się łańcuchów.


Trudne było zrobienie zdjęcia ponieważ, niemożliwe było spokojne trzymanie aparatu bez poruszania ręką. Próba zdjęcia rękawiczek okazała się niebezpiecznym pomysłem, ponieważ wilgotne od potu dłonie momentalnie zamarzały powodując silny ból. Temperatura na szczycie to tylko -4st Celsjusza, które potęgowane przez wiatr były odczuwalne jako -20st Celsjusza.

Na poniższym filmiku możecie obejrzeć i usłyszeć co się działo na szlaku:





Najwyższy szczyt w Karkonoszach, a jednocześnie i w Sudetach został przez nas zdobyty w czasie 2,5godziny. Niestety wyraźnych zdjęć, znajdujących się na 1602 m n.p.m., budynków obserwatorium meteorologicznego nie udało nam się zrobić.


Na szczycie znajduję się budynek polskiego schroniska, które było zamknięte, budynek obserwatorium meteorologicznego w kształcie "dysku", kaplica św. Wawrzyńca z 1655 r. oraz česka hospoda, w której znaleźliśmy schronienie przed wiatrem. Z zewnątrz pozornie wyglądający barak z drewna okazał się bardzo przytulnym w zimowe dni azylem dla turystów. 


W budynku znajduje się poczta, kiosk w którym każdy znajdzie coś dla siebie oraz kolejna pieczątka do naszej książeczki. 








W budynku znajduje się mała stacja meteorologiczna, która informuje nas o temperaturze, sile i kierunku wiatru oraz wilgotności powietrza. Dla Mateusza najciekawszy był fakt, że pozorna drewniana szopka wytrzymuje rekordowe wiatry dochodzące na śnieżce do 170km/h. Zboczenie zawodowe nakazało Mateuszowie rozpoznanie konstrukcji stężającej budynek. Czescy inżynierowie zastosowali stężenia linowe ścian i dachu w możliwie wszystkich kierunkach i połączyli je z amortyzatorami pochłaniającymi siłę wiatru (lewo i prawy dolny róg fotografii poniżej).



Zdobycie szczytu uczciliśmy rozgrzewającą czeską Becherovką :) 
W kiosku na szczycie można płacić kartą (od 200 koron) - złotówkami, euro i koronami czeskimi. 




W drodze powrotnej, w momencie gdy słońce wychodziło zza chmur można było zobaczyć piękny widok na Karpacz. Można było rozpoznać potężny budynek "Hotel Gołębiewski".


Cała nasza trasa :




Widok na Śnieżkę przed wejściem do "Hotelu Gołębiewski". Samego pobytu w hotelu nie polecamy ze względu na cenę ok 700zł za nocleg dla dwóch osób. Jednak polecamy skorzystać z atrakcji parku wodnego (30zł / 1,5godziny frajdy) 4 zjeżdzalnie wodne - trzy zwykłe i jedna cebula, 8 jacuzzi różnych rodzajów i 5 saun.


Następnego dnia wybraliśmy się zwiedzić świątynie Wang - drewniana norweska budowla z XII w, przeniesiona do Karpacza w 1842 roku funkcjonuje dziś jako kościół ewangelicki. Niestety wstęp do kościoła płatny dorośli 8zł, dzieci 5zł. W niedziele od 10:00 do 11:30 nie ma możliwości zwiedzania kościoła ponieważ trwa w nim nabożeństwo. Aby uniknąć płatności za zwiedzanie można wmieszać się w tłum wiernych :) Nam się jednak to nie udało.






Dzieki niedawno wybudowanemu tunelowi główna droga w Karpaczu została zamknięta dla ruchu samochodów i powstaje na niej deptak. Na tej uliczce znaleźliśmy najsmaczniejszą restaurację w Karpaczu "Restauracja u Petiego", którą polecimy w następnej notce na blogu.  


Nocleg znaleźliśmy na stronie booking.com za 157zł w "Willi Sudety", którą możemy wam z czystym sumieniem polecić. 


Pokój z łazienką, balkonem (z którego widać niestety nie Śnieżkę, a hotel Gołębiewski) czajnikiem, ręcznikami, mydełkami, TV , szklankami, sztućcami i lodówką.



Pozdrawiamy ciepło w ten zimowy czas!

Mateusz               &                Magda


niedziela, 17 stycznia 2016

Zajazd pod Kłobukiem - Małdyty


Zajazd pod Kłobukiem to restauracja oraz hotel położone na Mazurach, nieopodal drogi krajowej nr 7. Miejsce to stało się słynne na całą Polskę przez udział właścicieli w Kuchennych Rewolucjach. Jeśli macie ochotę obejrzeć zmagania Magdy Gessler z tą restauracją to kliknijcie tutaj


My zawitaliśmy tam w lipcu, po prawie 100 km trasy zdecydowaliśmy się również na wzięcie pokoju hotelowego - pokój 2-osobowy z osobnymi łóżkami (małżeńskich już nie było), łazienką oraz śniadaniem kosztował nas 170 zł. 
Niestety nie mamy zdjęć pokoi, ale możecie je zobaczyć na stronie internetowej zajazdu: http://www.klobuk.pl/start.php . W pokojach był mały stolik (na nim 2 butelki małej wody, garść cukierków), wspomniane 2 łóżka i mały telewizor. Niestety bardzo brakowało nam czajnika z wodą - nie mieliśmy jak zrobić herbaty. W łazience były ręczniki, suszarka do włosów oraz miniaturowe kosmetyki. 
Rowery zostawaliśmy na podwórku, zapięte do siebie. W nocy na parkingu hotelowym był stróż i obiecano nam, ze będzie zerkał również na nasze pojazdy.

Po rozpakowaniu się i prysznicu zeszliśmy na kolację. 







Magda Gessler zmieniła wystrój restauracji, pasiaste tapety i lustra miały nieco ożywić sale. Dla nas było tam jednak trochę zbyt ciemno. 


Mateusz zdecydował się na polecany przez kelnerki podpiwek. Niestety na początku brakowało nam trochę czekadełka - wg opinii panujących w internecie czekadełko jest - dlaczego więc my go nie dostaliśmy? :(


Było już późno dlatego zdecydowaliśmy się na niewielkie dania. Zdecydowaliśmy się spróbować słynnych skórek ziemniaczanych, którymi zachwycała się Magda Gessler. Fakt, to coś nowego, ale nam nie smakowały tak bardzo - były przesolone.


Magda, fanka makaronów, wybrała pappardele z borówkami. Niestety miał niewiele sosu - miejscami był "suchy", a co gorsze - Mateusz już dawno dostał swoje zamówienie, a Magda musiała czekać :(


Płat z lina w sosie kurkowym z gumisiem - to danie zagościło na talerzu Mateusza. Ryba i sos były dobre, ale gumisie - klejowate i bez smaku. 


Nazajutrz zjedliśmy w zajeździe również śniadanie, które było w cenie pokoju. Każdy z nas dostał talerzyk z kilkoma plastrami szynki, serem, twarożkiem oraz kilkoma kromkami chleba. Do tego można było zamówić filiżankę kawy/herbaty. Niestety, w cenie była tylko jedna porcja napoju.

Generalne wrażenie z pobytu w tym miejscu jest średnie - część jedzenia była dobra, inna niestety mogła być lepsza.

Pozdrawiamy!

Magda & Mateusz