środa, 28 października 2015

Mio Angel - Tczew

Hej. Dziś opowiemy Wam o pewnym smakowitym miejscu w Tczewie - restauracji Mio Angel. Miejsce to przeszło Kuchenne Rewolucje - ten odcinek możecie zobaczyć tutaj.



Restauracja mieści się na osiedlu, wśród bloków i "kompleksów" sklepów, troszkę ciężko nam było znaleźć to miejsce - jechaliśmy od strony, z której nie było widocznej reklamy.


Pogoda była całkiem znośna, a i chcieliśmy mieć rowery na widoku, dlatego usiedliśmy na zewnątrz. Później trochę żałowaliśmy bo atakowały nas osy (jak chyba wszędzie tego lata).


W środku można było kupić ekologiczne warzywa i owoce, a także swojski chleb :)
Na barze stało ciasto, kórym mozna bylo sie za darmo poczestowac.


Wystrój w środku był bardzo przyjemny :)



Menu było dość spore, ale większość to różnego rodzaju pizze - sami zobaczcie:
















Na końcu menu była reklama gospodarstwa ekologicznego - może sobie przypominacie jak Magda Gessler odwiedziła dom właściciela - Michała, gdzie zjadła jajecznicę ze swojskich jajek - to właśnie tam.







My zdecydowaliśmy się na pizze polecane przez p. Gessler - Mio diabolo i Mio angel. I powiemy Wam, że mimo początkowych obaw - no bo jak to z buraczkami? z gruszką? - były to najlepsze pizze jakie zjedlismy w naszym zyciu! 



Ciasto rozpływalo się w ustach, a zaskakujace połaczenie skladnikow super sie uzupełniało:)
Magdzie tak zasmakowało ciasto, że mogłaby wcinać je samo bez dodatków :))


Do pizzy gratis był dwa sosy - pomidorowy i czosnkowy.Często w pizzeriach daje sie duzo sosow i wlasciwie potem czuje tylko ich smak - my nie chcielismy za bardzo ich dawac, bo smak pizz był boski sam w sobie!





W restauracji byla naprawde przemiła obsluga! Pani kelnerka zapakowała nam resztki na wynos i to nie do pudełka na pizzę, standardowo, tylko do super pojemniczków żebyśmy mogli jakoś pozostałości schować w sakwach :)
( no bo jak jechać tyle km z wielkim pudełkiem pizzy? :P)

Za wszystko zaplacilismy mniej niz myslelismy, bo sie okazalo ze mozna miec znizke studencka :) 
Oboje uwazamy, ze to najlepsza restauracja po Kuchennych Rewolucjach w jakiej dotychczas bylismy :)

POLECAMY!


M&M

środa, 14 października 2015

Rowerami przez Warmię i Mazury

Cześć :)

W dzisiejszym poście opowiemy Wam jak spędziliśmy tegoroczny urlop. :) 
W minionym roku objechaliśmy wybrzeże, a w tym zdecydowaliśmy się na rowerową przygodę z Warmią i Mazurami. Całość trwała 7 dni i pokonaliśmy łącznie ponad 400 km :) O niektórych ciekawych oraz smacznych miejscach opowiemy Wam w osobnych postach, dziś czeka Was ogólny opis całości. 


Żeby dostać się na północ Polski musieliśmy pokonać ponad 700 km pociągami, z noclegiem w Warszawie (o tym w innym poście). Jechaliśmy pociągami regio i pendolino - do tego drugiego bilety rezerwowaliśmy miesiąc wcześniej, jak tylko były dostępne (uwaga! miesiąc dla pkp to 30 dni, nie 31! musielismy dwa razy chodzić specjalnie do kasy, niestety online nie da się kupić biletów rowerowych). Wczesna rezerwacja biletów spowodowana była tym, że w całym Pendolino są tylko cztery miejsca na rowery.
W sumie na pociąg pendolino cieszyliśmy się najbardziej - tyle się o tym słyszało. Bilety kupiliśmy tanio - wyszło 28zł/os.(cena z uwzględnieniem zniżki studenckiej) + 9zł/rower. 
W tym pociągu w 2. klasie otrzymuje sie do wyboru herbatę/kawę/sok/wodę. W toaletach jest czysto i są cały czas monitorowane pod tym względem, co jest ogromną zaletą - az milo sie jezdzi.
W Warszawie w Pendolino spotkaliśmy nawet polską celebrytkę Joannę Krupa.



Cóż, jedyny minus całego przejazdu był taki, że miejsca na rowery nie do końca są dostosowane  - podczas jednej przejażdżki w ich miejscu było pełno bagaży i tak rowery musieliśmy wcisnac w przejscie, bo pociag przeciez musial ruszyc, i prosic ludzi o to zeby zabrali swoje torby (bo pani z obsługi stwierdzila, ze juz prosila, ale sie nikt do nich nie przyznaje...), a jak ktos nagle sie do nich nie przyznawał to trzeba bylo je przenosić... A potem trzeba było kombinowac i jechało się tak:


Skoro miejsca na rowery są wykupione i obsługa o tym wie to powinni zadbac o to zeby było gdzie je dać... Poza tym przejazd był ok :)

Dzień 1. - Tczew-Malbork - 26,44 km


Nasza pierwsza trasa była dość krótka. Pendolino jechaliśmy z Warszawy do Tczewa. Moglismy wysiasc w Malborku, ale w Tczewie mieliśmy dwa cele:
- odwiedzić restaurację po rewolucjach Magdy Gessler - Mio Angel - o tym w osobnej notce,
- zobaczyć zabytkowy most tczewski.


Most ten został zbudowany w połowie XIX wieku i w tamtym czasie był on najdłuższym mostem w Europie - 1052 m. Obecnie most jest zamknięty dla pojazdów, a jak widać na zdjęciu poniżej powinien być również dla ludzi - ale spacerowało nim sporo rodzin, a pracownik ochrony się jakoś tym nie przejmował. Podobno w lipcu zaczął się jego remont, jednak nie widzieliśmy żadnych robót.


Obok znajduje się most kolejowy.


Z Tczewa wyruszyliśmy rowerami do Malborka, gdzie mieliśmy zarezerwowany nocleg oraz nocne zwiedzanie zamku. Ale o tym również opowiemy Wam więcej kiedy indziej :)


Dzień 2. - Malbork-Elbląg-Małdyty - 82,79 km


Drugiego dnia nadrobiliśmy trochę kilometrów. Planowaliśmy troszkę krótszą trasę, ale spontanicznie wyszło tak. Celowo jechaliśmy przez Elbląg - tam także odwiedziliśmy restaurację po rewolucjach :)


Największy urok Mazur wg mnie (Magda) to krzyżackie kościoły. Jest ich tam naprawdę dużo, jednak większość chyli się ku upadkowi, a najczęstszy powod to brak środków na ich remont.


Mazury mają swój urok, zieleń, jeziora, wszystko się wydaje czystsze.


Czystość czystością, ale świeżego powietrza na pewno brakowało nam na głównych drogach, którymi przejechaliśmy sporą część trasy. 


W Elblągu poszliśmy do punktu informacyjnego, gdzie dostaliśmy darmową mapkę z drogami oraz z oznaczonymi "pochylniami" na kanale Elbląskim - jedną z największych atrakcji tego regionu. Było to jedyne miejsce, w którym mapki były darmowe - w innych miejscach proponowano nam np. za 8-10 zł.






Nasza trasa przebiegała różnie - jechaliśmy i drogą główną i leśną i polną :) 
Mijaliśmy marchewkowe pola - co najdziwniejsze było dla nas - wszystko było zielone, a u nas trawa spalona, w ogródku niewiele urosło...



Niestety, na Mazurach ze świecą szukać dróżek rowerowych, a jak już jakieś są, to prowadzą przez łąki i lasy, a ich nawierzchnia często pozostawia wiele do życzenia (patrzcie na ostatnie zdjęcie w notce).


Jedną z atrakcji na tej trasie był Kanał Elbląski, o długości 84,2 km. Jest on zaliczany do ewenementów w skali światowej ze względu na pochylnie, które się na nim znajdują. Dzięki nim statki mogą niejako "płynąć po trawie" - za pomocą stelażu metalowego. Jest dużą atrakcją i można sobie wykupić rejs po kanale, który np. z Elbląga trwa ok.4 godziny. 



My podjechaliśmy pod pochylnię Jelenie. Bardzo nam się spodobała "naturalna" zjeżdżalnia, którą wynalazły sobie okoliczne dzieci :) Obok kanału płynie rzeczka, która zaopatruje go w wodę, jest to zrobione w formie betonowej "zjeżdżalni", która obrosła mchem. Dzieci sobie zjeżdżają, na dole jest betonowe zakończenie - więc nie wpadną do kanału, a i wody nie ma tam wiele - ok.1,5m.



W momencie, w którym statek wpływa z pochylni do wody, następuje przypływ wody i zjeżdżalnia dla dzieciaków jest przez jakiś czas "nieczynna".:)




Naszą wycieczkę zakończyliśmy w Zajeździe pod Kłobukiem w Małdytach, ale o tym również w innej notce :)



Dzień 3. - Małdyty-Olsztyn - 65,15 km



W czasie naszej podróży mijaliśmy ciekawe miejscowości :)








W Olsztynie znaleźliśmy nocleg na obrzeżach miasta, nieopodal ulic Rolnej, Żytniej, Kłosowej i Dożynkowej, dlatego do centrum udaliśmy się autobusem miejskim. Na przystanku nie było automatów biletowych, tak więc musieliśmy zakupić u kierowcy. Co dziwne, nie dało się kupić 1 lub 2 biletów. Trzeba było od razu 3. Dziwne, prawda?



Olsztyn, jak Toruń i Frombork, szczyci się Mikołajem Kopernikiem. To on przygotował zamek olsztyński do obrony przed Krzyżakami, a po spustoszeniu, które siali, sprowadził polskojęzycznych osadników z Mazowsza żeby zaludnili te ziemie.

W Olsztynie zjedliśmy lody w wyjątkowej lodziarni https://www.facebook.com/KawiarniaStaryRatusz do której trafiliśmy przypadkowo. Widząc dużą kolejkę stwierdziliśmy, że tłum nie może się mylić. Po kilku minutach stania w kolejce naszym oczom ukazała się lodówka, a w niej lody własnej produkcji o przedziwnych smakach: pietruszkowe, buraczkowe itp :P



My skusiliśmy się na standardowe smaki i nawet dobrze - Magda poprosiła o odrobinę lodów pietruszkowych na łyżeczkę i były krótko mówiąc niedobre.


Chcieliśmy odwiedzić Muzeum Warmii i Mazur, ale niestety było już zamknięte.


W Olsztynie przespacerowaliśmy się po mieście, zrobiliśmy zakupy na śniadanie i zmęczeni padliśmy spać.

Dzień 3. - Olsztyn-Mrągowo - 71,68 km


Na cel tego dnia Mateusz czekał chyba najbardziej :) Mrągowo - jedno z najbardziej znanych mazurskich miejscowości, nie tylko ze względu na piękne i czyste jezioro Czos, ale (chyba bardziej)  poprzez Mazurskie Noce Kabaretowe kręcone właśnie w tym miasteczku :)









Dzień 4. - Mrągowo-Mikołajki - 31,46 km


To była najbardziej malownicza trasa naszej podróży. Mijaliśmy liczne jeziora i naszym oczom ukazywały się urzekające widoki.


Naszym celem były Mikołajki - chcieliśmy odwiedzić tamtejszy aquapark w Hotelu Gołębiewskim. Bardzo nam się spodobał - za 1,5h płaci się 35 zł (w cenie jest ręcznik, wszystie sauny i jacuzzi), a za każde następne 30 min płaci się 5 zł. Byliśmy tam dwie godziny i w zupełności nam to wystarczyło :)



Mikołajki to chyba jedna z najbardziej "lansiarskich" miejscowości - plaży tu tyle co nic, wszędzie królują łodzie, a wzdłuż jeziora można znaleźć mnóstwo ekskluzywnych sklepów z odzieżą żeglarską.




Dzień 5. - Mikołajki-Giżycko - 43,34 km


Na tej trasie znaleźliśmy miejscowość, ktora się szczególnie spodobała Mateuszowi :)) Szkoda tylko, ze miala jeden dom i jedną drogę, dalej nie było nic :P



Dzień 6. - zwiedzanie Giżycka

Dużo na Was czeka w następnych notkach :)


Dzień 7. - objeżdżamy jeziora :) - 61,97 km


Ta trasa była bardzo ładna, szkoda tylko, że nie jechaliśmy ciągle blisko jezior.



Jechaliśmy niebieskim rowerowym szlakiem, który wcale nie był rowerowy.. przynajmniej w niektórych miejscach.




Podsumowując - zwiedziliśmy następny kawałek Polski, widzieliśmy duzo, spotkalismy ciekawych ludzi, spróbowaliśmy nowych potraw. I jak tu nie powiedzieć, że podróże kształcą? :)

Pozdrawiamy,

M&M