piątek, 17 stycznia 2014

Turcja - Fethiye - lipiec 2013

Calis, Fethiye, Turcja


Decyzja o wyjeździe do Turcji podjęta była pod wpływem impulsu. Jako że jesteśmy studentami to czekaliśmy na wyjątkowo tanie oferty. I tak też się udało - podróż wykupiliśmy dość tanio w niemieckim biurze podróży na 1,5 tygodnia przed planowanym wylotem. Zanim wyruszyliśmy w podróż przetrząsnęliśmy mnóstwo stron internetowych żeby przygotować się na tę podróż - tak trafiliśmy na bloga Lili i Radka, których serdecznie pozdrawiamy, a Was zapraszamy do poczytania o ich podróżach (kliknij tu).

Lot z Monachium do Dalaman trwał około 1,5 godziny. Z góry roztaczały się niesamowite widoki:



Pierwsze, co w nas uderzyło po wyjściu z samolotu to gorąco :) Był już wieczór, a mimo to temperatura dawała o sobie znać.


Hotel był mały i skromny, ale czysty i dla nas w sam raz. Z okna mieliśmy taki widok:






W pierwszy wieczór poszliśmy coś zjeść na promenadę przy morzu - słyszeliśmy, że tam jest najwięcej restauracji. Przed każdą z nich stał 1 kelner i zapraszał, wręcz naganiał do wejścia.  To był duży minus - nawet w spokoju nie dało się przeczytać, co mają w ofercie.
Dopiero po kilku dniach zrozumieliśmy, że w rejonach turystycznych tak po prostu jest.
Daliśmy się namówić na wejście do jednej z, jak się okazało, droższych restauracji. Mieliśmy nadzieję na przepyszne jedzenie, lecz wcale nie było zbyt dobre - ja wzięłam pizze (wiem, ze powinnam spróbować miejscowych smaków, ale zmęczona i głodna po podróży wolałam nie eksperymentować - później się okazało, że jednak naraziłam się na nowe doznania smakowa), a Mateusz musakę.
Pizza była prawdopodobnie z dodatkiem koziego sera (na pewno nie był on standardowy żółty) i smakowała szalenie dziwacznie. I zjadłam ją tylko dlatego, że byłam bardzo głodna - nie smakowała mi. Mateuszowa musaka była bardzo ładnie podana, bardzo gorąca, ale również nie zachwyciła go walorami smakowymi.
Ogólnie nie byliśmy zadowoleni z tej restauracji - jedyne co nam smakowało to przystawka - nie wiemy dokładnie, co to było wyglądało jak wielka bułka. W środku była pusta, a do niej dołączone było "masełko" (które okazało się margaryną) i jakby krem (ostry, paprykowy).






Po długim dniu wróciliśmy do hotelu i od razu padliśmy spać. Około 4 nad ranem obudziliśmy się wystraszeni krzykiem - na początku byliśmy przerażeni, że jest jakiś pożar/ewakuacja czy inna groźna sytuacja. Po chwili uzmysłowiliśmy sobie, że te krzyki to wezwanie do modlitwy dochodzące z meczetów. 

Śniadanie hotelowe serwowane było w formie bufetu. Magda nie mogła się jakoś odnaleźć, ale Mateusz za to nadrabiał :P Serwowane były pomidory, ser kozi (wyglądający na klasyczny żółty z krowiego mleka), twaróg, dziwne a'la parówki, ziemniaczki, oliwki, ogórki, czasem frytki (!).


Po śniadaniu udaliśmy się na niedzielny targ. Poziom nawoływania klientów był o wiele wyższy niż na promenadzie. Podeszliśmy do jednego stoiska z koszulkami i chcieliśmy tylko zobaczyć z bliska, jak wyglądają. Od razu podszedł do nas sprzedawca i nie dając sobie wytłumaczyć ze tylko oglądamy zaczął się targować. Podziękowaliśmy i powiedzieliśmy, ze może przyjdziemy później. I przyszliśmy. Tylko, ze wtedy nie chciał już z nami rozmawiać. Sprzedawcy są bardzo wrażliwi na punkcie obietnic powrotu i zakupu. (mimo że takowej nie złożyliśmy). Do tego znają po kilka słów w każdym języku - również polskim :) Co jest bardzo ważne - trzeba się targować!! Turcy uwielbiają się targować i wręcz trzeba to robić - można obniżyć cenę nawet o 70-80%.

W Turcji bardzo popularne są przysmaki zwane Turkish Delights - coś podobnego do galaretki jednak o wiele bardziej słodkie. Na targu bardzo dużo sprzedawców częstowało klientów tymi słodyczami i zachęcało do zakupu. Polecamy zakup jako prezent z podróży, ale tylko w opakowaniach przezroczystych, w których widać, co kupujemy (zdjęcie poniżej). Kupiliśmy kilka "zabudowanych" pudełek tych słodyczy i po otwarciu okazało się, że w środku jest tylko puder.

Owoce smakują inaczej - są o wiele słodsze i mają inny zapach. Na targu również można było ich spróbować, chociaż nie polecamy - w tym miejscu nie są one myte.



Staraliśmy się każdego dnia odwiedzić inną restaurację. W sumie i tak skończyło się tak, że zajadaliśmy głównie pstrągi i kebaby (które nawiasem mówiąc diametralnie różnią się od naszych - składają się z mięsa, pomidora i cebuli - próżno szukać w nich sałaty czy jakiegokolwiek sosu, Turcy jedzą je z jogurtem naturalnym).



W Fethiye bardzo rozwinięty jest też "przemysł wycieczkowy". Bardzo często turystom oferowane są wycieczki w hotelu już w pierwszym dniu - za podwojoną, potrojoną cenę. Warto najpierw zapoznać się z wycieczkami oferowanymi na ulicy :) Na każdym rogu stoi przedstawiciel jakiejś firmy i oferuje wycieczki. Jest ich mnóstwo - np. jazda na koniach, jazda na quadach, 12 wysp (rejs statkiem), Jeep Safari.
My wybraliśmy 2 z nich w biurze LTS Tours (dawniej Lion Tours), które prowadzi Turek Jimmy mówiący po polsku. Byliśmy we dwójkę, a i tak obniżył nam cenę. W kilka osób zeszłaby ona jeszcze niżej. 

- Jeep Safari - zapłaciliśmy za tę wycieczkę 15 euro/os. - "busik" a'la jeep przyjechał po nas pod hotel. Byliśmy ostatni i okazało się, że siedzimy w przedniej części obok kierowcy - na początku byliśmy rozczarowani, że nie możemy siedzieć z tyłu, ale potem się okazało, że było to nasze zbawienie :). Na początku zawieziono nas na stację benzynową gdzie spotykały się wszystkie busy z tej firmy.
Po drodze widzieliśmy m.in ruiny, niestety z daleko - organizatorzy uznali je za nieinteresujące.







Byliśmy też w miejscu, gdzie hodowane są pstrągi.




I gdzie stoliki "restauracyjne" znajdują się na drzewach ;)




W czasie jednego z przystanków można było zjeść "pan cake" - naleśnik z mąki i wody podawany z czekoladą, cukrem lub innymi składnikami, smakowało to dość specyficznie..




Po długim "tłuczeniu się" w dotarliśmy do głównego celu - można było wybrać się na wycieczkę przez kanion brodząc w błocie lub spływ rzeką na pontonach. Wybraliśmy pierwszą opcję i po zakupie specjalnych plastikowych butów wybraliśmy się w wędrówkę.


Najpierw trzeba było przejść przez lodowato zimną wodę. Magda stwierdziła, że nie wejdzie, bo jest za zimna. Rzeczywiście mimo upalnej temperatury zanurzenie stóp (a w niektórych miejscach dla niektórych osób nawet talii) było problemem.





Potem już brodziło się w błotku i podziwiało widoki. Można było iść i iść, trzeba było jednak pamiętać, że o danej porze jest zbiórka i trzeba wracać (znowu przez tę wodę...).






Następną atrakcją była kąpiel w błocie. Pominiemy jednak zdjęcia z tego wydarzenia :)



Podczas podróży był zapewniony również obiad. :) coś a'la kurczaczki z McDonalda, ryż i różne sałatki.



Na końcu naszej wycieczki, gdy wszyscy byli już zmęczeni i marzyli tylko o powrocie do hotelu okazało się, że mamy zatrzymać się jeszcze na stacji benzynowej żeby umyć samochody. Nieopodal był basen i można było się też wykąpać. 

Wróciliśmy wykończeni i w sumie średnio zadowoleni. 



- 12 wysp - ta wycieczka kosztowała 10 euro/os.

To był właściwie całodzienny rejs statkiem z jednym postojem na wyspie i kilkoma postojami w zatoczce. Główną atrakcją były kąpiele w morzu i możliwość skakania ze statku wprost w fale (coś dla facetów:) ). Woda była okropnie słona i nawet słabo pływające osoby (jak Magda:P) nie bały się wejść do niej - mimo kilkumetrowej odległości od dna.




Woda była niezwykle niebieska na otwartym morzu:



12 wysp bardzo nam się podobało - w czasie rejsu otrzymaliśmy też obiad składający się z rybki i ryżu. 

Następnego dnia poszliśmy do miasta - na drugi targ owocowy oraz obejrzeć grobowce. Stwierdziliśmy że pójdziemy sobie spacerkiem, co nie było zbyt dobrym pomysłem w taki skwar.


Byliśmy na targu rybnym, niestety właścicielem jednej z restauracji był nasz opiekun hotelowy i zostaliśmy niejako "wciągnięci" do jego restauracji bez jakiejkolwiek możliwości obejrzenia innych ofert... Na targu rybnym wskazuje się przy danym stoisku rybę, którą chce się zjeść - płaci się za nią, a kelner wybranej restauracji bierze ją i jest ona przygotowywana. Za obsługę, chleb i sałatki płaci się zawszę tę samą kwotę. Rybka była świeża i smaczna. 




Do hotelu chcieliśmy wrócić małym busikiem zwanym "Dolmusz" - jeżdżą one praktycznie co chwilkę. Charakterystyczne dla tego pojazdu jest trąbienie podczas jazdy, właściwie co jakieś 10-15 sekund -prawdopodobnie gdy kierowca widzi idących ludzi - każdy może pomachać i wtedy busik się zatrzyma.
My wsiedliśmy w centrum na postoju busików. Powiedzieliśmy, że chcemy wysiąść przy supermarkecie KAPA, ponieważ był on nieopodal naszego hotelu. Zdziwieni, że nasza podróż trwała zaledwie 4 minuty wysiedliśmy na przystanku - po czym okazało się, że to inny supermarket o tej samej nazwie na drugim końcu miasta. Musieliśmy wracać pieszo 4 km :( - polecamy jednak dokładne sprawdzenie miejsc albo nazw ulic. 



Z czystym sumieniem możemy każdemu polecić lodziarnię MADO - jedliśmy tam najlepsze lody na świecie. (promenada)


Dużo czasu spędziliśmy nad basenem hotelowym wśród drzew limonkowych :)




Chociaż najbardziej podobało nam się nad morzem - zdziwieni byliśmy widząc tylko kilka osób na plaży. Po godzinie już wiedzieliśmy dlaczego - jest tam strasznie ciepło! Słońce odbija się od wody, wieje lekki wiatr i to wszystko sprawia, że jest jeszcze goręcej :)




Ostatni wieczór spędziliśmy jedząc lody i oglądając zachód słońca.






Ogólnie jesteśmy średnio zadowoleni z podróży - 5 dni by wystarczyło - 7 to już odrobinę za dużo. :)
Zachęcamy do obejrzenia mapki z zaznaczonymi miejscami, które odwiedziliśmy podczas naszego pobytu w Fethiye - kliknij tu.



Pozdrawiamy!

5 komentarzy:

  1. Zabawna sytuacja z tym pożarem o 4 rano :) fakt, głośno nawołują. Turcję wspominam całkiem miło, szczególnie wypad do Kapadocji. Tam to były widoki! A po Waszym wpisie myślę, że mogłabym się wybrać jeszcze raz!

    OdpowiedzUsuń
  2. piękne zdjęcia. co do tego naganiania do restauracji, to też mnie to irytowało, kiedy poleciałam z mamą do Grecji (pierwsza i jedyna jak na razie tak daleka wycieczka :)), ale znalazłyśmy tam swoją kawiarnię i zawsze tam wracałyśmy. jeśli chodzi o hotel, to mieliście dobrą sytuację. ja się odgrażałam sprawą sądową nie przebierając w słowach, bo w hotelu próbowano nas "porobić" i zakwaterowano nas w strasznym brudzie. też były wycieczki do wyboru, wybrałyśmy z mamą jednodniową do Turcji - widoki piękne, ale czułam się tam okropnie. Ludzie tak natarczywi... Kilka razy byłyśmy prawie rozdzielone, mnie ciągnięto na jakieś zaplecze, koszmar. Nie pojadę tam :P Chyba, że z ochroną :D a szkoda, bo jak mówiłam, krajobraz piękny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grecję też mamy zamiar nawiedzić :) Zobaczymy co z tego wyniknie :)

      Usuń
    2. no i fajnie :D ja byłam wtedy w Kardamenie, na Kos ;) podobało mi się, bo nie było turystycznych tłoków, było spokojnie i bardzo ładnie :)

      Usuń
  3. Das Ferienparadies Fethiye

    Fethiye ist in der Türkei zu finden und ein perfektes Paradies. Von dieser Ortschaft aus, kann man einmal von der Bucht auf die Stadt schauen und andersrum. Anno dazumal Stadt für Einnahmen durch Obst, Fisch und Chromerzen. Heutzutage Ortschaft für Touristen, die ein gutes Einkommen sichern. Ebendiese Stadt hat trotz Hotels und Feriensiedlungen überaus viel Charme und wirkt irgendwie unverändert.
    Die Touristen müssen auf jeden Fall den Strand Öludeniz aufsuchen, denn dort wird man das herrlichste blaue Wasser der Türkei finden. Man kann zum Tauchen gehen, man kann sich anderen Wassersportarten widmen oder einfach nur am Strand liegen. Der Badestrand ist in keiner Weise weit von der Stadt entfernt. Dazu ist die Meeresbucht von Bergen umgeben und einer, der Vaterberg, ragt sogar mit seinen 1969 Metern aus dem Meer hinaus.
    Wer in Fethiye Urlaub macht, kann recht viel erleben. Ob man derbei den Strand von Calis benutzt, ob man den antiken Stadtkern aufsucht. Der Tourist kann die Moschee Eski Cami besuchen, ein kleines Museum bestaunen oder dagegen auch ein Hamam besuchen. Anderweitig gibt es im Zentrum unzählige Geschäfte, wie Teppichhändler, Juweliere und mehr.
    Man kann auf den Gemüsemarkt, auch Basar benannt, Garderobe, Gemüse und Obst, Haushaltsartikel und mehr shoppen. Wer mag, kann lykrische Felsengräber besuchen oder das Hellistische Theater. Am Hafen gibt es noch eine große Anzahl alte Holzboote und auch neue Fischerboote, die einen tollen Blick bieten. Im Hafen bietet sich auch die Gelegenheit, selbst an Touren mit Doppeldecker Booten teilzunehmen und so noch mehr von der Türkei zu erblicken. Wenn Sie noch mehr über Fethiye in Erfahrung bringen wollen, besuchen Sie doch einfach www.fethiyee.de . Hier warten ausreichend Informationen und Bilder auf Sie!

    OdpowiedzUsuń